Rok 1860. W Warszawie spotkały się trzy „czarne orły”. Car Aleksander II, cesarz Franciszek Józef I i następca pruskiego tronu książę Wilhelm Hohenzollern radzili o sposobach walki z ruchami niepodległościowymi. Udało się zjednoczyć Włochy, w odległej Ameryce w wyborach prezydenckich zwyciężył Abraham Lincoln, a malutka, zdaje się położona na skraju świata Wieliczka zyskiwała coraz szerszą sławę wśród turystów.

Sławna kopalnia

W roku 1860 nakładem Juliusza Wildta ukazał się „Przewodnik dla zwiedzających Żupy Solne w Wieliczce”. Publikację okraszono kilkoma drzeworytami ilustrującymi kopalniane wnętrza.

Mało miejscowości w Europie, które na tyle opisów zasłużyły, ile ich ma Wieliczka, a to począwszy od owego Joachima de Watt co za Zygmunta I podał o kopalniach jej wiadomość – zachwycał się autor przewodnika.

Wozem lub pociągiem

Książka dostarczała wielu praktycznych informacji. Jak zatem zwiedzało się kopalnię 160 lat temu? Podziemia były czynne dla turystów codziennie z wyjątkiem niedziel i świąt. Organizowano dwie grupy – o godzinie 10.00 i 15.00.

Dla podróżujących z Krakowa autor przewodnika miał cenne rady:

…należy wyjechać najpóźniej o godzinie 8ej rano, kto sobie życzy być w salinach o godz. 10ej.

Była to wskazówka szczególnie przydatna dla tych, którzy podróżowali do górniczego miasteczka wozem. Cenna „dwukonnego fiakra” wynosiła 4-5 zł, a droga z Krakowa do Wieliczki zajmowała ok. pięciu kwadransów. Turystom planującym zwiedzać salinę o 15.00, książeczka rekomendowała skorzystanie z dobrodziejstwa kolei żelaznej,

której pociąg odchodzi codziennie z Krakowa do Wieliczki o god. 11 rano, a wraca o god. 6ej wieczorem.

Na linie lub schodami

Goście z grupy porannej do kopalni mogli zjechać „u liny” (po osiem osób), „po południu zaś zstępuje się tylko po schodach, albowiem lina zajętą jest wyciąganiem soli” (260 stopniami w szybie „Francisci”, następnie pochylnią o 109 stopniach). Najpierw wszakże należało udać się do zamku po bilet. Potem turyści szli do „kancelaryi”, w której wypożyczali ochronne ubranie „dla uchronienia sukien od wilgoci solnej”.

Jeśli kto życzył sobie dodatkowego, prócz „kagańców”, oświetlenia, bądź atrakcji w postaci strzałów, musiał dopłacić. Podobno nie wychodziło drogo, koszty rozkładały się bowiem na wszystkich uczestników zwiedzania. Podziemna trasa wiodła przez komory, z których część należy również do współczesnej Trasy Turystycznej, m.in. Michałowice ze swym żyrandolem na 300 świec, Urszula, Drozdowice, Pieskowa Skała, Sielec, Spalone czy kaplica św. Antoniego. Na uwagę zasługiwały nie tylko niepowtarzalne widoki, ale też powietrze, czyste, „nieco gęstsze jak na powierzchni ziemi”.

Wieliczka sprzed 160 lat

Nadto przewodnik podaje, że roczna produkcja soli w wielickiej kopalni wynosi ok. 800 000 – 1 000 000 cetnarów. Przyprawę sprzedawano w Galicji, a także na Śląsku, Morawach, Węgrzech, w Prusach i Królestwie Polskim.

W Wieliczce, według spisu z roku 1840, było 571 domów (w lwiej części drewnianych) i 5932 mieszkańców. Znaczna część wieliczan znajdowała zatrudnienie w kopalni jako górnicy (w większości Polacy) oraz urzędnicy salinarni (często „Niemcy i Czesi”). W mieście można było spotkać kupców handlujących niewielkimi ilościami soli oraz rzemieślników – bednarzy, powroźników, kowali. Fachowcy ci oczywiście nieraz znajdowali zarobek w kopalni, która potrzebowała beczek na drobniejszy urobek, lin czy górniczego „żelaza”.