Słownik terminów górniczych podaje, że sygnalista szybowy to wykwalifikowany pracownik z odpowiednimi uprawnieniami przy szybie czy szybiku, który nadaje ustalone sygnały zezwalające na ruch naczyń wyciągowych w szybie. Prawda od pierwszej litery do ostatniej kropki, lecz definicja ta jest lakoniczna i doprawdy marnie ilustruje codzienność przy szybie górniczym.

ZGODNIE Z PLANEM

Gdy zaglądamy na zrąb szybu św. Kingi, jest po godzinie siódmej. Wcześnie? Na pewno nie dla sygnalistów z pierwszej zmiany. Załoga już zjechała na dół, teraz kolej na materiały. „Kingą” rządzi żelazny harmonogram. Zmiana rozpoczyna się od przejęcia maszyny wyciągowej. Maszyniści, którzy kończą zmianę, przekazują kolegom z kolejnej wszelkie istotne informacje na temat pracy maszyny, a sygnaliści – naczynia wyciągowego. Zjazdy i wyjazdy załogi, dozoru, transport materiałów – wszystko ma swój określony czas.

REWIZJA – CHLEB POWSZEDNI

W grafiku „św. Kingi” są również obowiązkowe rewizje – m.in. codzienne oraz tygodniowe. Te pierwsze odbywają się raz na dobę. – Musimy obejrzeć linę nośną, wieżę, obudowę szybu, urządzenia przyszybowe i wykonać przejazd szybu na tzw. obdachu klatki szybowej (dach windy) – objaśnia Marek Matoga, sygnalista, który w Kopalni Soli „Wieliczka” przepracował imponujące 34 lata. Sygnalista może być rewidentem, ale nie musi. Pan Marek akurat jest i jazda na klatce to dla niego nie pierwszyzna. – Dla większego bezpieczeństwa zakładamy na klatkę tak zwane ogródki i daszki – tłumaczy. – To rodzaj barierki, a rewident i sygnalista zakładają na siebie uprząż, czyli tzw. szelki bezpieczeństwa, chroniące przed upadkiem z wysokości (mocowane do zawiesia klatki). Codzienne rewizje, które trwają 2 godziny, wymagają kontroli liny z odległości do 1 m i prędkości do 1m/s. Tygodniowe, które przeprowadza sztygar (osoba dozoru) w asyście sygnalistów (rewidentów), odbywają się w soboty i wymagają od nich dodatkowej szczegółowości. Czyli, powiem nieco upraszczając, sprawdzamy to samo, tylko jeszcze dokładniej, przy mniejszej odległości i prędkości jazdy (0,5 m i 0,5 m/s). Raz do roku rewizję przeprowadza Specjalistyczny Urząd Górniczy. Wtedy kontrola zajmuje nawet dwa dni.

LINA ZE STALI

Linę nośną sprawdza się dwa razy w roku. – Ucina się 2 metrowy fragment liny, który wchodzi do zawiesia (najbardziej narażony na zmęczenie materiału). Z tego kawałka odcina się dwa odcinki po 50 cm – mówi Marek Matoga. – Następnie jeden z odcinków zostaje rozpleciony na poszczególne stalowe druty. Każde włókno z osobna przechodzi testy na zginanie i rozciąganie, zaś średnia wyliczona z uzyskanych wyników pozwala ocenić parametry całej liny. Jeżeli zużycie przekracza 20 procent w stosunku do parametrów liny nowej, wymieniamy linę. Drugi odcinek liny wędruje na tablicę „Podstawowych danych dotyczących liny nośnej”, znajdującej się w pomieszczeniu maszyny wyciągowej.

Oprócz tych badań tzw. niszczących, dwa razy w roku każda z lin podlega badaniu magnetycznemu (nieniszczące). Przeprowadza je rzeczoznawca. Wyśrubowane normy to kwestia bezpieczeństwa. Lina nośna w szybie św. Kingi jest ciasno spleciona – pomiędzy jej stalowymi włóknami nie ma wolnej przestrzeni. Dzięki temu odznacza się większą wytrzymałością i żeby ją zerwać, potrzeba siły około 60 ton.

SZYBOWY JĘZYK

Przy szybie św. Kingi na każdej zmianie pracuje dwóch sygnalistów: górny (zrąb, nadszybie) i dolny. Oprócz nich czuwa brygada szybowa, która zajmuje się załadowaniem i wyładowaniem transportów.

Wszędzie w Polsce sygnalizacja szybowa opiera się na trzech podstawowych sygnałach: jedno „odbicie” – stój, dwa – do góry, trzy – na dół. Niemniej kopalnia kopalni nierówna, stąd w każdej obowiązuje nieco inny „język” dodatkowych sygnałów. Wynikają ze specyficznych potrzeb. W Wieliczce na przykład piątka oznajmia wolną klatkę. Szybowe „dzwonki” są donośne, ale w życiu, jak to w życiu, zdarza się niekiedy czegoś nie usłyszeć zbyt dobrze. Przy pomocy umówionego sygnału (szybkie dwa uderzenia) bez trudu można więc poprosić: „powtórz”. Każdy niezrozumiały sygnał traktowany jest jako „stój”.

– Od dobrej dekady łączność pomiędzy sygnalistą szybowym przemieszczającym się w naczyniu wyciągowym w szybie, a maszynistą górniczego wyciągu odbywa się za pośrednictwem urządzeń typu ECHO-S. Działają one w oparciu o technologię cyfrową i pozwalają bezpośrednio porozumiewać się i nadawać sygnały z klatki do maszyny wyciągowej. Wyżej wymienione rozwiązania wpływają znacząco na poprawę warunków bezpiecznego prowadzenia ruchu górniczego wyciągu szybowego. Obniżają również koszty eksploatacji i optymalizują czas pracy urządzeń (skracają czas przejazdu) – tłumaczy Rafał Pasek, Dyrektor ds. Energomechanicznych Kopalni Soli „Wieliczka” S.A.

W szybie św. Kingi komunikacja z maszynistą generalnie odbywa się poprzez pełniącego służbę na zrębie bądź nadszybiu sygnalistę górnego. Komunikacja pośrednia wynika z konstrukcji wyciągu szybowego w „Kindze”, który jest dwunaczyniowy, podczas gdy w Daniłowiczu to jedno naczynie i przeciwwaga. Na pracę urządzenia wyciągowego w szybie św. Kingi wpływa zatem położenie naczyń względem siebie. Oczywiście z maszynistą można skontaktować się bezpośrednio z każdego podszybia oraz – jak już wspominaliśmy, z klatki.

Sygnalista górny korzysta z dwóch różnych nadajników: wykonawczego oraz porozumiewawczego. Jest jeszcze jeden – alarmowy. Za niego pociągnąć może każdy, kto zauważy niebezpieczeństwo. Ostrzeżenie trafia prosto do maszynisty, który natychmiast zatrzymuje urządzenie wyciągowe.

ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Na zrębie, nadszybiach i podszybiach ostatnie słowo, ale też odpowiedzialność należą do sygnalisty. To on rygluje wrota szybowe i „odprawia” wszystkich jadących na dół lub wracających „na świat”. Na swój sposób jest oczami maszynisty, któremu przekazuje, jakim trybem ma pracować wyciąg szybowy: jazda ludzi, jazda osobista, transport materiałów, transport materiałów długich, prace remontowe, rewizja, etc.

Aby zostać sygnalistą szybowym, trzeba skończyć specjalistyczny kurs na Śląsku, jednak dopiero praktyka czyni mistrza. – Tutaj trzeba mieć oczy na około głowy – uśmiecha się pan Marek. – Uszy zresztą też, bowiem wraz z doświadczeniem przychodzi coś w rodzaju wyczucia: dosłownie „na ucho” wiemy na przykład, czy naczynie wyciągowe działa prawidłowo.

Po siódmej rano w grafiku „Kingi” figurują transporty, niemniej harmonogram dopuszcza również jazdę ludzi. Na zrębie pojawia się więc grupka pracowników dozoru. – Odbiory miesięczne – tłumaczą i z nadzieją spoglądają na Marka Matogę. Da się zrobić! Dopóki sygnalista nie powie, że można wsiadać, od wlotu szybu i klatki należy trzymać się w odległości 3 m. Na zrębie nie ma czego szukać bez hełmu. Każdy najdrobniejszy szczegół określają przepisy górnicze. Laik zapyta: „ale po co taka drobiazgowość?”. Górnik odpowie mu bez wahania: „dla bezpieczeństwa”. Lipiec 2022