Kopalniane legendy. Pani biała jak kreda

Górniczy świat to przez wieki przede wszystkim męski świat. Jakby z przekory największy strach siała w tej zmaskulinizowanej rzeczywistości kobieta – Biała Pani, Pani Kopalni, Bieliczka. To w niej skumulowały się największe lęki, spersonifikowały czyhające pod ziemią niebezpieczeństwa. „[…] biała jak kreda pani, w stroju niby ze śniegu lub piany” – pisał w XIX wieku Oskar Kolberg. Czynienie zła najwyraźniej było zapisane w jej demonicznych genach, bo szkodziła bez wyraźnego powodu. Ot, chyba dla własnej przyjemności.

Z tą damą żartów nie ma

Nic dziwnego, że górnicy unikali miejsc, w których sądzili, że mogła pojawiać się choćby od czasu do czasu. A było kogo bać się, jako że Biała Pani zwykła prosić o pomoc lub przysługę, które zwykle oznaczały złamanie górniczych przepisów, a w konsekwencji śmierć lub kalectwo. Udawała kruchą damę w opałach, co trudne nie było, bo zaliczała się do demonów nader urodziwych. Kusiła bogactwem. Kto uległ, ten był zgubiony.

„Prosiła go (górnika – dop. red.) nawet pewnego razu aby ją wyniósł na słońce. […] kiedy miał wychodzić, usiadła mu na ramieniu, nie zadając żadnego ciężaru. Bez zmęczenia z nią do szybu górnik wjechał i nie brakło wiele, a byłby Białą Panią wyniósł do światu, albowiem wzrokiem już dotarł do wizerunku Ukrzyżowanego Pana Jezusa nad wejściem do szybu umieszczonego i krzyż w świetle dziennym wskazał towarzyszce swojej. To omal nie stało się dla niego zgubą: zjawisko nagle zmieniło się w kłapeć soli” (O. Kolberg). Górnik omal nie runął, pociągnięty w dół niespodziewanym ciężarem solnej bryły, którą stała się Biała Pani.

Jedyna taka

Nie pierwszy to raz Biała Pani zamieniała się w bryłę soli, pragnąc zmiażdżyć jakiegoś nieszczęśnika, bądź spaść wraz z nim na dno zapomnianego szybiku. Bieliczka była i sprytna, i potężna, ale nie niepokonana. Otóż piekielny demon drżał przed krzyżem, modlitwą czy imieniem świętego patrona. Biała Pani umykała, gdzie pieprz rośnie.

„Prawdopodobnie Wieliczka jest jedynym środowiskiem górniczym, gdzie wśród zaludniających podziemie istot demonicznych pojawia się demon kobiecy” – zauważa Urszula Janicka-Krzywda w książce pt. „Górnicy wielickiej kopalni. Wybrane zagadnienia z kultury ludowej Wieliczki i okolicy”. Trudno jednak orzec, w jaki sposób Bieliczka znalazła się w kopalni. Być może wywodzi się z ludowych wierzeń, albo legend o Białej Damie.

W XIX wieku w historii niebezpiecznego demona pojawia się nowy wątek, utożsamiający go z morską nimfą. Inspiracji mógł dostarczyć rozwój wiedzy geologicznej – jak ulał pasowało połączenie ze skamieniałym morzem, którym w istocie jest złoże soli kamiennej. Podobnie późniejsze wydaje się imię Bieliczka. Za starsze uchodzą Biała Pani oraz Pani Kopalni.

Jaśniejsza strona charakteru

Nieco czci (a także jeszcze inne imię: Udana) Biała Pani zyskuje w historiach spisanych przez Juliana Majkę („Baśnie i legendy górników wielickich”). „Niekiedy siedzi w skalnym zaułku i swoją tęskną pieśń nuci; lecz nim człek dojdzie, ona go słyszy: ucieknie i nie wróci. „Bieliczka”, „Płaczka” z dawna ją zwano, albo po prostu „Ojdola”; bo ktoś posłyszał jej westchnień słowa: „Oj dolo, doloż ty moja!”…

„Zjawa była śliczną i całkiem jeszcze młodą kobietą. Z ubioru można było sądzić, że wyszła sobie na spacer w pogodny dzień zimowy i tu zaszła przypadkiem, żeby sobie podumać. Sam jej strój zresztą był biały jak śnieg i jak on puszysty. Spod białego kołpaczka wystawały włosy, czarne […] Natomiast cerę miała nie śniadą lecz jasną, jak płatki polnej róży. Ciemne, gęste brwi, złączone nad kształtnym nosem i długie rzęsy dopełniały jej niezwykłej urody, przygaszonej jakąś smutną zadumą”.

Niezwykła rodzina

W tej wersji Bieliczka jest córką Trudgóra oraz morskiej Fali. Dzieje demonicznej familii sięgają czasów sprzed pojawienia się człowieka i mają związek z powstaniem złoża soli. Nadprzyrodzone istoty z czasem przywykły do obecności górników, a szkodziły im tylko na początku, nie wiedząc jeszcze, że ludzie cenią i szanują sól. Bieliczka zakochała się w młodym górniku Stachu, lecz szczęście tych dwojga długo nie trwało. Młodzieniec poszedł na wojnę i nie wrócił. Córka Trudgóra wciąż na niego czeka, ozdabiając kopalnię solami wtórnych krystalizacji (na pamiątkę białych kwiatów, które ukochany przynosił jej z powierzchni).

Biała Pani od dawna należy do świata baśni. Dobrze wiemy, że podziemne „ogrody” nie są dziełem stęsknionej Udanej, lecz skutkiem migracji solanek. Nie obawiamy się też zajrzeć w kopalniany mrok – z całą pewnością nie wychynie zeń żaden demon. Okrutna Pani Kopalni czy raczej zasmucona Ojdola? Zdecydujcie sami!