Kmieć z Sierczy

Na szczęście trafiają się w każdym pokoleniu – znawcy, pasjonaci, zapaleńcy, entuzjaści, którzy całą swoją energię i serce oddają na służbę „małej ojczyźnie”. Tacy jak Ludwik Młynek (1864–1941) – Kmieć z Sierczy, L. Sierczanin. Wprawdzie jego dotyczące historii publikacje nie przetrwały próby czasu, niemniej zechciejmy rozliczać Kmiecia raczej z entuzjazmu niż merytoryki. Zasłużył sobie na to.

Zresztą, jak nie czuć sympatii do człowieka, który o rodzinnej wsi pisze poemat? „Na południe od Wieliczki – u Karpat podnóża, rozłożyła swe łany wioska dosyć duża, która w herbie swoim mieści: świerk, piłę z kosami; stąd się niegdyś „Świerczą” zwała – pomiędzy wioskami”.

Głód wiedzy

Ludwik Młynek urodził się w rodzinie chłopskiej. Odebrał staranne wykształcenie, m.in. ukończył Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studiował pod okiem takich tuzów jak wybitny historyk Stanisław Smolka. Wiedzę językoznawczą oraz filologiczną pogłębiał w Wiedniu i Gratzu. Na drodze naukowej kariery stanęło Ludwikowi pochodzenie – gdzieś kogoś ta Siercza uwierała i Młynek nie uzyskał doktoratu. Został nauczycielem, dokładniej profesorem gimnazjalnym. Ostatecznie, po zawierusze Wielkiej Wojny, na powrót osiadł w Sierczy i objął posadę w wielickiej szkole realnej. W czasie wojny polsko-bolszewickiej był prezesem Powiatowej Rady Obrony Państwa, która miała za zadanie zapewnić bezpieczeństwo i aprowizację na wypadek zagrożenia państwowości.

Pedagog, działacz społeczny, ale też historyk i niestrudzony badacz folkloru – Ludwik Młynek pisał książki, publikował artykuły, a wraz z Sewerynem Udzielą (założyciel Muzeum Etnograficznego w Krakowie) powołał do istnienia wielicki oddział Towarzystwa Ludoznawczego.

Pasjonat Wieliczki

Marzeniem Ludwika Młynka była monografia Wieliczki. „Od bardzo dawna nosiłem się z myślą napisania historji miasta Wieliczki, z którem całe życie moje i mej rodziny jest związane. Zachęcali mię do tego sami Rodacy wieliccy – a głównie ich najmłodsze pokolenia, ciekawe, skąd się ta Wieliczka wzięła i jakie przechodziła koleje aż do naszych czasów” – wyjaśniał we wstępie do „Dziejów parafii wielickiej w zarysie”. Nie udało mu się, niemniej o górniczym mieście tu i tam zawarł swoje uwagi. Na przykład we wspomnianych wyżej „Dziejach…” notował: „Sprowadzili [benedyktyni – dop. red.] do Wieliczki górników irlandskich i anglosaskich, a ci złączyli źródła solne w jedną „Wodną Górę” i na dnie „szybu wodnego” urządzili wspólną „sącznię”, po irlandzku „Ssupa”, niem. „die Saufe”, w starolechickiej mowie „żupę” solną, gdzie wodę „słoną” czerpano do skórzanych miechów, wyciągano na wierzch wlewano do „kanwi” metalowych czyli „panwi” i warzono”.

Młynkowe ustalenia oraz metodologia nie wytrzymują porównania ze współczesnym stanem wiedzy i sposobem badań nad historią. Nie należy jednak gniewać się na Kmiecia z Sierczy, jako że włożył w swoje dzieła wiele serca, wiele pracy. My zaś, uzbrojeni w znajomość dziejów Wieliczki i zabytkowej kopalni, bez trudu odsiejemy fakty od przypuszczeń.